Sasuke mnie uderzył. Nie mogłam w
to uwierzyć. Popatrzyłam na niego przerażona. Nie zachowywał się jak mój brat,
tylko jak Akirito. Próbował znowu mnie złapać. Odskoczyłam. W sumie nawet o tym
nie pomyślałam. Zrobiłam to automatycznie. Moje mięśnie dokładnie pamiętały jak
zachować się w takiej sytuacji. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę
wyjścia do domu. Zdążyłam złapać tylko kluczyki od motoru. Wybiegłam na
zewnątrz. Przy okazji trzasnęłam drzwiami. Ale to przez przypadek. Pobiegłam do
garażu. Na szczęście był otwarty. Przy moim motorze zauważyłam kilku chłopaków.
Coś przy nim majstrowali.
- Ej! – krzyknęłam na nich.
Natychmiast odwrócili się. Widać było, że coś kombinowali. Zmierzyłam ich szybko
wzrokiem, idąc w ich stronę.
- Motor Sasuke to ten z wężem. Od
tego wara. – ostatnie zdanie warknęłam. Odskoczyli od mojej maszyny. Za to ja
złapałam leżący na stole kask i dosłownie wskoczyłam na motor. Sprawnie
założyłam kask na głowę i włożyłam klucz do stacyjki. Odpaliłam. W piskiem opon
wyjechałam z garażu. Wjechałam na drogę prowadzącą do miasta. Jechałam 120km/h.
Na szczęście rzadko stoi tu policja, więc mogłam sobie na to pozwolić. Będąc
przy wjeździe na teren zabudowany minęłam szybko jadącą czerwoną Šcode. Rozpoznałam
samochód Sasori’ego. Wjechałam do miasta. Nie zmieniłam prędkości. W pamięci są
już zakodowane, miejsca gdzie kryje się policja i gdzie są fotoradary. Jeżdżąc
po mieście z braćmi zapamiętuję ich położenie. Kwestia przyzwyczajenia.
Skręciłam w stronę parku. Zaparkowałam na pustym parkingu. Zsiadłam z maszyny i
biegiem ruszyłam w opuszczoną część. Potknęłam się o wystający kamień i
upadłam. Poczułam ostry ból koło kostki jednak go zignorowałam i już spokojnie
ruszyłam. Jest tam jeziorko. Na jego brzegu rośnie płacząca wierzba, a obok
sakura. Po kilkunastu minutach marszu w ciszy, dotarłam. Wierzba jest stara i w
niektórych miejscach ma pusty pień. Tam zawsze jest koc zawinięty w folię by
nie zamókł. Wyciągnęłam go jednak zaraz schowałam z powrotem. To miejsce
pokazali mi kiedyś Deidara i Hidan. Gałęzie wierzby, tworzą kurtynę
zasłaniające przed światem, więc białowłosy często przyprowadzał tu dziewczyny
w liceum. Przynajmniej tak opowiadał, kiedy mnie tu przyprowadzili. Natomiast
Deidara nadal tu przychodzi, siada pod wiśnią i rysuje. Ja też ma swoje
ulubione miejsce. Jest jeden punkt gdzie gałęzie obu drzew splotły się ze sobą.
Powstała „kładka”, jak nazywamy to miejsce, jest na tyle wytrzymała, by bez
problemu utrzymać mnie i obydwu mężczyzn. Teraz zwinnie wspięłam się na to
miejsce. Położyłam się na plecach i zaczęłam obserwować piękny widok, jaki dały
promienie księżyca wpadające między gałęziami. Nie wiem ile im się przyglądała,
ale dzięki nim w końcu się uspokoiłam. Mój oddech się uspokoił, a serce
powróciło do normalnego rytmu. Dopiero wtedy dotarło do mnie wszystko, co
zdarzyło się dzisiejszego dnia. Wizyta Akirito w domu i cios wymierzony przez brata.
Zamknęłam oczy i zaczęłam płakać. Pozwoliłam łzą swobodnie płynąc po raz
kolejny tego dnia. Płakałam aż w końcu zabrakło mi łez. W tedy po prostu
leżałam z zamkniętymi oczami. Nagle usłyszałam czyjeś kroki. Zerwałam się z
miejsca. Miałam wrażenie, że serce stanęło mi w gardle. Próbowałam je uspokoić
by móc nasłuchiwać. Zaczęłam analizować i sytuację i doszłam do przykrych
wniosków. Jeżeli to ktoś groźny nie mam szans. Płacz pozbawił mnie wszelkiej
energii, jest mi zimno i w dodatku przy upadku, chyba wbiłam sobie coś w nogę. Wtedy
obcy odsłonił zasłonę stworzoną przez wierzbę. Zamknęłam oczy i zaczęłam się
modlić. I wtedy usłyszałam krzyk.
- Dzięki Bogu! Jesteś tu! Następnie
zostałam porwana w czyjeś ramiona. Obcy przytulił mnie do siebie mocno.
Zdziwiona otworzyłam oczy, ale jedyne, co zobaczyłam to błękitna koszula.
Natomiast rozpoznałam głos.
- Deidara! – krzyknęłam mocno się
do niego przytulając. Nad jego ramieniem zobaczyłam Hidana. I wtedy znowu się
rozpłakałam.
- Hej mała. Co się stało? – spytał
blondyn.
- Sasuke mnie uderzył, spotkałam
Akirito a Keyko nie żyje. – zaszlochała na jednym wdechu.
- Co?
- Spokojnie. Wszystko od początku.
– powiedział Hidan, który znalazł się nagle koło nas i pogłaskał mnie po
głowie. I zaczęłam im opowiadać.
- Miałam dziś wolne. Znaczy nie
powinnam mieć, ale moja klasa pojechała na wycieczkę, a ja nie pojechałam.
Znaczy chciałam, ale mama powiedziała, że albo klasowa wycieczka albo wycieczka
z Wami w przyszły weekend. – Deidara usiadł na ziemi, a mnie posadził na swoich
kolanach. Hidan usiadł obok. - Wybrałam wycieczkę z Wami. Zostałam przypisana
do jakiejś klasy, ale miałam mieć dziś tylko japoński i w-f, więc się zerwałam.
Niedługo urodziny Sasuke, więc pomyślałam, że pójdę poszukać prezentu. Najpierw
odwiedziłam muzyczny, a potem galerię, ale nie mogłam znaleść nic fajnego. W
końcu się poddałam. Ale było tak ciepło. Kupiłam sobie lody i chciałam usiąść
na ławce. I wtedy zobaczyłam Akirito. Był niedaleko i zbliżał się do mnie. Ale
kiedy był na tyle, blisko że mogłam usłyszeć, co mówi zatrzymał się. I wtedy
powiedział do telefonu: „Znalazłeś tą dziwkę, Keyko? Wiesz już czy to ona jest
szpiegiem?” A potem powiedział, że w takim razie może ją zabić. Tylko żeby nie
zostawił po sobie śladów. – znowu zaczęła płakać. – Uciekłam stamtąd. Najbliżej
było mi do szkoły Sasuke wiec tam pobiegłam, ale po drodze złapała mnie ulewa.
Na szczęście Sasuke miał mecz i zmienne ciuchy wiec mogłam się przebrać i
wysuszyć. Potem pojechaliśmy na pizzę z drużyną a następnie do domu. Tam posprzątałam
w szafie i znalazłam pamiętnik i przeczytałam część. Wszystko sobie
przypomniałam. Ale zanim się rozpłakałam przyszedł Naruto i poprosił o pomoc.
Zeszłam na dół i im pomogłam z przekąskami. Jak zmywałam a dom był pusty nagle
pojawił się za mną Akirito. Był tam. W domu! Chciał znowu się ze mną przespać. Odmówiłam,
ale wszystko mi przypomniał. To poniżenie i ból. I w tedy pojawił się Sasuke.
Ale był jeszcze jakiś chłopak. Chciał uderzyć mnie skrzynka, ale zdarzyłam się
odsunąć z zablokować cios ręką. Myślę ze skręciłam nadgarstek. – roześmiałam się
krótko przez łzy. – Ale jak Akirito i ten obcy zniknęli, Sasuke bardzo się na
mnie zdenerwował. Nie wierzył, że ich nie zapraszałam. Potem mnie uderzył, a ja
uciekłam. A teraz chyba rozcięłam sobie nogę. – zakończyłam swój monolog
kolejnym wybuchem płaczu.
- Hej. No już. Zaraz wrócimy do
domu i wszystko wyjaśnimy oki? – próbował uspokoić mnie Deidara. W odpowiedzi
jeszcze bardziej się rozpłakałam i zaczęłam mocno kręcić głową. W tedy Hidan
zaczął mnie łaskotać, a po chwili blondyn się przyłączył. Znowu płakałam, ale
tym razem ze śmiechu. W końcu białowłosy wziął mnie na barana i skierowaliśmy
się w stronę parkingu.
- Ale ja tam nie chcę. –
protestowałam cicho, mocno trzymając się Hidana by nie spaść z jego pleców.
Deidara idący obok cały czas głaskał mnie po głowie.
- Będzie dobrze. Nikt cię więcej
dziś nie uderzy. Nee? Co Ty na to?
- A jak spróbuje to mu przyłożymy
dwa razy mocniej niż zamierzał. – dodał białowłosy. W odpowiedzi zaśmiałam się
cicho. W tedy obydwaj zaczęli opowiadać, co zrobią takiemu delikwentowi. Padły
najróżniejsze propozycje. Od gilgotek, poprzez odbicie dziewczyny, po
zastraszanie rodziny. I tak minęła nam droga na parking. Stały tutaj tylko dwa
pojazdy. Motor mój i Deidary.
- Mój kask! – krzyknęłam zrywając się,
przez co o mały włos Hidan mnie nie upuścił. Kiedy się zachwiałam, momentalnie
znieruchomiałam a następnie powoli uniosłam swoja głowę. Popatrzyłam prosto w
wściekłe oczy białowłosego. Głośno przełknęłam ślinę i spuściłam wzrok. Nagle
usłyszeliśmy śmiech Deidary.
- Wyglądacie przekomicznie! –
krzyknął blondyn i złapał się za brzuch. W tedy zerknęłam na białowłosego.
Żyłka na jego czole pulsowała. Z każdą sekundą, co raz szybciej. Szybkim
krokiem ruszył do mojego motory. Delikatnie mnie na niego posadził i… Nagle się
zerwał i… rzucił na Deidare. Ale chłopak w ostatniej chwili zorientował się, co
ma się dzieję i rzucił się do ucieczki. Przez dobre kilka minut biegali za sobą
po całym parkingu, a białowłosy cały czas pokrzykiwał, grożąc przyjacielowi. W
końcu pogróżki zmieniły się w zdyszany oddech.
- Oj, oj Hidan-kun?! I ty się
ostatnio chwaliłeś, że przeleciałeś laskę 5 razy pod rząd?! I żyłka powróciła.
Jeszcze kilka razy Hidan tracił siły a Deidara go prowokował. Oglądając ich z
boku powstrzymywałam śmiech. Ale w końcu, po kilkunastu minutach, nie
wytrzymałam. Nagle wybuchłam niepochamowanym śmiechem. W tedy Deidara zatrzymał
się i pomimo wyraźnego zmęczenia podskoczył, krzycząc „Yatta!” i „Udało się!”.
W tedy złapał go białowłosy. Złapał za kitkę i zaczął ciągnąć w stronę
pojazdów. Przy okazji patrzył na nas jak na skończonych idiotów, ale można się przyzwyczaić.
Często tak na nas patrzy. W końcu uwolnił przyjaciela z uścisku, a ten stanął
obok niego. Ostrożnie stanęłam na zranioną nogę i podeszłam do nich.
Przytuliłam ich mocno. Przez chwilę nie było żadnej odpowiedzi, ale zaraz
odpowiedzieli mi równie mocnym uściskiem.
- Dziękuje. – mruknęłam cicho. W
takiej pozycji spędziliśmy chwilę, dopóki białowłosy się nie ocknął i wyrwał.
- No dzieciarnia! Czas wracać do
domu! – krzyknął. Znowu lekko się zaśmiałam. Za to Deidara odpowiedział mu na
ta uwagę palcem. W dodatku środkowym.
- Ostatnio za często przypominasz
ze jesteś starszy. – mruknął. Kiedy białowłosy podnosił rękę do uderzenia,
lekko pociągnęłam go za kurtkę.
- Zimno. – powiedziałam cicho, gdy
na mnie spojrzał. Cicho westchnął. Posadził mnie na moim motorze i siadając za
mną, zwrócił się do blondyna.
- Jedziemy młody. Księżniczka
zmarzła. Normalnie za taki tekst próbowałabym go uderzyć, ale teraz było mi
zbyt zimno. Mocno wtuliłam się w tors mężczyzny i próbowałam nie myśleć o
zimnie. Zanim się zorientowałam dojechaliśmy na miejsce. Przed domem było
jeszcze więcej nastolatków niż poprzednio. Kiedy zaparkowaliśmy, wyciągnęłam ręce
do Deidary. Ten uśmiechnął się do mnie i spełnił moja niema prośbę. Już po
chwili niósł mnie niczym prawdziwą księżniczkę. Idący obok białowłosy tylko
przewrócił oczami. Weszliśmy do domu. Kiedy szliśmy na górę, do mojego pokoju, zdążyłam
naliczyć, co najmniej 15 wrogich spojrzeń skierowanych prosto do mnie. Zapewne
miało to związek z dwoma przystojnymi panami, idącymi wraz ze mną. Ze
zdziwieniem stwierdziłam ze były to nie tylko kobiece spojrzenia. Przed drzwiami do mojego pokoju mocno
pokręciłam głową, by odegnać najczarniejsze scenariusze, które pojawiły się, za
sprawą mojej wybujałej wyobraźni.
- Dei postaw mnie. – poprosiłam.
Strasznie się ociągając, spełnił moją prośbę. Powoli wypuściłam powietrze i
nacisnęłam klamkę. Powoli weszłam do pokoju, a za mną Dei i Hidan. Białowłosy
zamknął za sobą drzwi i przekręcił klucz w zamku. W pokoju byli wszyscy. Nie
tylko Sasuke i jego koledzy, czyli: Naruto, Kiba, Neji, Shikamaru; ale też
Itachi, Sasori, oczywiście Hidan i Deidara. I jakiś nieznajomy czerwono włosy. Wszyscy się gdzieś porozsiadali. Hyuga
siedział na obrotowym krześle przy biurku, Nara i Uzumaki siedzieli na fotelach
przy stole, na kanapie rozsiadł się Inuzuka i obcy, a Kamizuru, Jashin usiedli
obok Haruno na poduszkach przy stoliku. A moi bracia stali przede mną. Jeden ze
spuszczoną głową, a drugi z założonymi na piersi rękoma i surowym spojrzeniem.
Poszłam w ślady Sasuke i zaczęłam patrzeć na swoje stopy. Głośno wciągnęłam
powietrze. Ich stan był opłakany. Rajstopy były dosłownie w strzępach. Po za
tym byłam cała w błocie (mając szczerą nadzieje, że to błoto a nie coś
gorszego), aż po kolana. W dodatku, bo bliższych oględzinach doszłam do
wniosku, że na upartego znajdę tak kilka listków i bliżej nieokreślonych
przedmiotów. Kiedy ten widok mi się znudził chciałam podnieść głowę, ale zaraz
znowu napotkałam wzroku brata i na powrót opuściłam wzrok. Usłyszałam stłumiony
śmiech. Było go słychać bardzo dobrze pomimo głośnej muzyki na korytarzu. W tym
pokoju panowała cisza. Całkowita cisza. Nikt się nie odzywał, ani nie ruszał.
Gdyby ktoś teraz wszedł pomyślałby, że jakaś magiczna siła zrobiła „stop klatkę”.
W końcu nie wytrzymałam. Czułam na sobie wzrok wszystkich zgromadzonych, a w
dodatku nogi zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa. Nagle wypaliłam.
- Przepraszam. Wystraszyłam się.
Nie chciałam uciekać, na prawdę. – zaczęłam łkać - Bardzo przepraszam. Ja nie chciałam nikogo martwić. Naprawdę.
To tak przez przypadek.
W tedy ktoś podszedł do mnie.
Złapał za podbródek i podniósł moją głowę do góry. Zobaczyłam smutna twarz
Itachi’ego. Z przyzwyczajenia zacisnęłam oczy czekają na cios. Zamiast tego
poczułam delikatny dotyk na bolącym policzku. Powoli otworzyłam oczy i
popatrzyłam na jego delikatną i zatroskaną twarz.
- Już wszystko ok. Nikt się na
ciebie nie gniewa. Nie bój się. Jesteś w domu, a tu nikt Ci krzywdy nie zrobi.
– po tych słowach spojrzał wymownie na Sasuke.
- Mhh… No właśnie.. Sumimasen za to,
co się stało wcześniej. – powiedział wyraźnie zakłopotany. W odpowiedzi szeroko
się do niego uśmiechnęłam przez łzy.
- Nie ma problemu. – dodałam. W
tedy poczułam jak drżą mi nogi.
- Usiądź sobie, księżniczko.
Zmroziłam Hidana wzrokiem i zrobiłam krok do przodu w stronę łazienki, ale noga
nie utrzymała mnie. W następnej sekundzie poczułam jak lecę w dół. Zamknęłam
oczy, ale nie doczekałam się upadku. Ktoś zdążył mnie złapać. Był to Haruno.
- Dzięki. – mruknęłam cała
czerwona, próbując stanąć na własnych nogach. Jednak zanim całkowicie się
wyprostowałam, ktoś podniósł mnie do góry. Zdziwiona uniosłam głowę. Tym kimś
okazał się Sasuke. Bez słowa zaniósł mnie do łazienki. Posadził mnie na
krawędzi wanny, podał mi słuchawkę prysznica i wyszedł. Popatrzyłam za nim
zdziwiona, jednak zaraz się opamiętałam. Odkręciłam wodę i zaczęłam myć nogi. Syknęłam,
gdy woda dostała się do rany. Za pomocą gąbki i żelu pod prysznic, dokładnie
umyłam nogi, omijając ranę. Gdy skończyłam i zaczęłam się zastanawiać, kogo
poprosić o pomoc, do łazienki znowu wszedł czarnowłosy. Poparzyłam na niego
zdziwiona, a kiedy zobaczyłam w jego ręku apteczkę, zadrżałam. Chciałam wstać i
uciec, ale chyba to zauważył, bo kazał mi zostać na miejscu. Może normalnie bym
nie posłuchała, ale miałam dość tego dnia, a jego głos był zabójczy. Więc
ponownie usiadłam na krawędzi i obserwowałam, co robi. Najpierw powoli przy
mnie ukląkł, następnie założył silikonowe rękawiczki i zanim się zorientowałam,
złapał mnie za nogę, z której wystawał szkło. Sięgnął do apteczki i wyciągnął
wodę utlenioną.
- Sas. Nie musisz. Poradzę sobie.
Serio dam rade. Potrafię sama się opatrzeć. – Próbowałam mówić spokojnie, ale
im bliżej mojej rany była buteleczka tym miałam wyższy głos. Karooki nie dał
się przekonać żadnym moim słowom. Zatrzymał buteleczkę centralnie nad raną. I
trzymał ją tak. Zamknęłam oczy i odetchnęłam z ulgą. I w tedy to poczułam. Ten
palący i pulsujący ból w ranie i na około. Zanim zdążyłam się powstrzymać
głośno pisnęłam i próbowałam zabrać nogę, ale Sasuke trzymał ją zbyt mocno i
nadal odkażał. Do oczu napłynęły mi łzy. W tedy wszyscy wpadli do łazienki, zobaczyć,
co się dzieje. Usłyszałam kilka śmiechów. Pomimo ból, przez łzy popatrzyłam
wściekła na chłopaków i jeszcze bardziej zaczęłam się wyrywać i okładać brata.
W tedy w naszą stronę ruszył Itachi. Kiedy miałam nadzieję, że idzie mnie
uratować, on uklęknął obok Sasu i złapał moją drugą nogę bym nie wierzgała nią
tak. Zaczęłam jeszcze głośniej piszczeć o ile to w ogóle możliwe. Ktoś zaczął powtarzać,
że wszyscy powinni wyjść. Usłyszałam jak Itachi mówił, że trzeba wyciągnąć
szkło. Zaczęłam płakać. W tedy przed moją twarzą pojawił się uśmiechnięty
Deidara. Chyba chciał coś powiedzieć. Jednak zanim zdążył cokolwiek z siebie
wydusić uderzyłam go w twarz, nie przestając krzyczeć i płakać. Nagle ktoś mnie
podniósł. Siedziałam na kolanach Hidana. Zaczęłam okładać go po klatce
piersiowej. Aż do momentu, kiedy poczułam jak bracia ruszyli szkło. Mocno
przytuliłam się do białowłosego i zamknęłam oczy. Pomimo tego łzy nadal
płynęły. Blondyn zaczął szeptać mi do ucha.
- Pomyśl o czymś miłym. Przypomnij
sobie jak się dziś z Hidan’em wygłupialiśmy na parkingu. Zaczęłam to sobie
wyobrażać. Deidara dalej szeptał mi do ucha, a ja dalej przytulałam się do
Hidana, który odwzajemniał uścisk, a moi bracia nadal zajmowali się moją raną.
Po jakimś czasie straciłam siłę. Mój uścisk zelżał. W tedy ktoś oderwał moją
bolącą dłoń, od białowłosego i nałożył na nią coś zimnego. Później zabandażował
ją. Dopiero w tedy odważyłam się spojrzeć na swoją nogę. Była starannie
zabandażowana. Uspokoiłam się. W końcu przestałam płakać.
- No i co? Było tak źle? – spytał
lekko . Spocony ale uśmiechnięty Itachi. W tym momencie szczerze próbowałam
zabić go wzrokiem. Widząc moją minę lekko się speszył i przestał się uśmiechać.
Usłyszałam śmiech Deidary i Hidana.
- Choć, księżniczko. Usiądziemy ze
wszystkimi w pokoju. Co ty na to? W odpowiedzi pokiwałam głową. Blondyn wziął
mnie na ręce. Kiedy białowłosy wstawał, usłyszeliśmy jego stęknięcie.
- Ale się zestarzałeś. – zaśmiałam
się.
- Albo się podniecił trzymając cię
na kolanach.
- Fuuuj. – powiedziałam ze
śmiechem. Teraz to ja i Dei byliśmy zabijani wzrokiem.
- Cieszę się, że już ci lepiej. –
odparł obrażany. Kiedy koło nas przechodził z uśmiechem zmierzwił mi włosy.
Odpowiedziałam mu wystawiając język. W końcu ruszyliśmy do pokoju.
- Możesz mnie zanieść do mojej
sypialni? – szepnęłam na ucho Deidarze. W odpowiedzi pokiwał głową. Idący przed
nami Hidan usiadł na swoje poprzednie miejsce. A my go minęliśmy i ruszyliśmy
do części, gdzie śpię. Dei zatrzymał się
przy biurku, gdzie nadal leżały moje pamiętniki. Złapałam jeden na chybił
trafił Blondyn z westchnieniem poprawił uchwyt i zaniósł do saloniku. Usiadł po
turecku na poduszkach. Oparłam się plecami o jego tors a bolącą nogę położyłam
na kolanie Hidana. Zaczęłam wertować pamiętnik.
4 października
Odkąd się tu przeprowadziłam wszyscy
zabierają mnie w różne miejsca. Byłam w ulubionych miejsca mamy, z rodzicami w
dziwnym miejscu zwanym operą (ta kobieta tak się wydzierała że uszy rozrywało),
tato zabrał mnie nawet do kancelarii (mieliśmy iść do wesołego miasteczka ale
zadzwonili do niego z pracy i cały dzień spędziliśmy u niego w gabinecie). A
jutro mam spędzić dzień z kolegami Itachi’ego. Mam nadzieję że bd zabawnie. Oby
mnie polubili. Już nawet wybrałam sobie na jutro ubranie. Botki na wysokim
obcasie, rajstopy z siatki (czarne), dżinsowa miniówka, czerwony stanik,
koszulka z czarnej siatki i skóra. Jeżeli mnie nie polubią Itachi może być zły.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam Was że notka taka krótka, ale ostatnie kilka dni pracowałam popołudniami. Musiałam np. przygotować przyjecie halloween dla dzieci a potem jeszcze je poprowadzić... Ponad to mam w tym miesiącu urodziny. Chociaż to dopiero w drugi weekend. W zasadzie gdyby tylko to, to bym zrobiła więcej, ale mój starszy kuzyn też ma. Jest o tyle zabawnie, że jesteśmy kuzynostwem dzięki temu, że nasi rodzice są rodzeństwem. Znaczy to nie o to w tym chodzi. Tylko, że nasi rodzice (to rodzeństwo) urodziło się w ten sam dzień i miesiąc z 8 laty różnicy, a my z czteroma latami. Co prawda to on jest dorosły ale to ja w tym roku jestem odpowiedzialna za nasze przyjęcie urodzinowe. Także mam sporo roboty bo po raz pierwszy bd organizowałam urodziny. Tak więc widzicie, a ponad to w ten weekend mam półmetek... :/
Więc jeszcze raz przepraszam i dziękuję za cierpliwość. W następnym miesiącu postaram się bardziej. :)