wtorek, 3 listopada 2015

Notka 4

Sasuke mnie uderzył. Nie mogłam w to uwierzyć. Popatrzyłam na niego przerażona. Nie zachowywał się jak mój brat, tylko jak Akirito. Próbował znowu mnie złapać. Odskoczyłam. W sumie nawet o tym nie pomyślałam. Zrobiłam to automatycznie. Moje mięśnie dokładnie pamiętały jak zachować się w takiej sytuacji. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę wyjścia do domu. Zdążyłam złapać tylko kluczyki od motoru. Wybiegłam na zewnątrz. Przy okazji trzasnęłam drzwiami. Ale to przez przypadek. Pobiegłam do garażu. Na szczęście był otwarty. Przy moim motorze zauważyłam kilku chłopaków. Coś przy nim majstrowali.
- Ej! – krzyknęłam na nich. Natychmiast odwrócili się. Widać było, że coś kombinowali. Zmierzyłam ich szybko wzrokiem, idąc w ich stronę.
- Motor Sasuke to ten z wężem. Od tego wara. – ostatnie zdanie warknęłam. Odskoczyli od mojej maszyny. Za to ja złapałam leżący na stole kask i dosłownie wskoczyłam na motor. Sprawnie założyłam kask na głowę i włożyłam klucz do stacyjki. Odpaliłam. W piskiem opon wyjechałam z garażu. Wjechałam na drogę prowadzącą do miasta. Jechałam 120km/h. Na szczęście rzadko stoi tu policja, więc mogłam sobie na to pozwolić. Będąc przy wjeździe na teren zabudowany minęłam szybko jadącą czerwoną Šcode. Rozpoznałam samochód Sasori’ego. Wjechałam do miasta. Nie zmieniłam prędkości. W pamięci są już zakodowane, miejsca gdzie kryje się policja i gdzie są fotoradary. Jeżdżąc po mieście z braćmi zapamiętuję ich położenie. Kwestia przyzwyczajenia. Skręciłam w stronę parku. Zaparkowałam na pustym parkingu. Zsiadłam z maszyny i biegiem ruszyłam w opuszczoną część. Potknęłam się o wystający kamień i upadłam. Poczułam ostry ból koło kostki jednak go zignorowałam i już spokojnie ruszyłam. Jest tam jeziorko. Na jego brzegu rośnie płacząca wierzba, a obok sakura. Po kilkunastu minutach marszu w ciszy, dotarłam. Wierzba jest stara i w niektórych miejscach ma pusty pień. Tam zawsze jest koc zawinięty w folię by nie zamókł. Wyciągnęłam go jednak zaraz schowałam z powrotem. To miejsce pokazali mi kiedyś Deidara i Hidan. Gałęzie wierzby, tworzą kurtynę zasłaniające przed światem, więc białowłosy często przyprowadzał tu dziewczyny w liceum. Przynajmniej tak opowiadał, kiedy mnie tu przyprowadzili. Natomiast Deidara nadal tu przychodzi, siada pod wiśnią i rysuje. Ja też ma swoje ulubione miejsce. Jest jeden punkt gdzie gałęzie obu drzew splotły się ze sobą. Powstała „kładka”, jak nazywamy to miejsce, jest na tyle wytrzymała, by bez problemu utrzymać mnie i obydwu mężczyzn. Teraz zwinnie wspięłam się na to miejsce. Położyłam się na plecach i zaczęłam obserwować piękny widok, jaki dały promienie księżyca wpadające między gałęziami. Nie wiem ile im się przyglądała, ale dzięki nim w końcu się uspokoiłam. Mój oddech się uspokoił, a serce powróciło do normalnego rytmu. Dopiero wtedy dotarło do mnie wszystko, co zdarzyło się dzisiejszego dnia. Wizyta Akirito w domu i cios wymierzony przez brata. Zamknęłam oczy i zaczęłam płakać. Pozwoliłam łzą swobodnie płynąc po raz kolejny tego dnia. Płakałam aż w końcu zabrakło mi łez. W tedy po prostu leżałam z zamkniętymi oczami. Nagle usłyszałam czyjeś kroki. Zerwałam się z miejsca. Miałam wrażenie, że serce stanęło mi w gardle. Próbowałam je uspokoić by móc nasłuchiwać. Zaczęłam analizować i sytuację i doszłam do przykrych wniosków. Jeżeli to ktoś groźny nie mam szans. Płacz pozbawił mnie wszelkiej energii, jest mi zimno i w dodatku przy upadku, chyba wbiłam sobie coś w nogę. Wtedy obcy odsłonił zasłonę stworzoną przez wierzbę. Zamknęłam oczy i zaczęłam się modlić. I wtedy usłyszałam krzyk.
- Dzięki Bogu! Jesteś tu! Następnie zostałam porwana w czyjeś ramiona. Obcy przytulił mnie do siebie mocno. Zdziwiona otworzyłam oczy, ale jedyne, co zobaczyłam to błękitna koszula. Natomiast rozpoznałam głos.
- Deidara! – krzyknęłam mocno się do niego przytulając. Nad jego ramieniem zobaczyłam Hidana. I wtedy znowu się rozpłakałam.
- Hej mała. Co się stało? – spytał blondyn.
- Sasuke mnie uderzył, spotkałam Akirito a Keyko nie żyje. – zaszlochała na jednym wdechu.
- Co?
- Spokojnie. Wszystko od początku. – powiedział Hidan, który znalazł się nagle koło nas i pogłaskał mnie po głowie. I zaczęłam im opowiadać.
- Miałam dziś wolne. Znaczy nie powinnam mieć, ale moja klasa pojechała na wycieczkę, a ja nie pojechałam. Znaczy chciałam, ale mama powiedziała, że albo klasowa wycieczka albo wycieczka z Wami w przyszły weekend. – Deidara usiadł na ziemi, a mnie posadził na swoich kolanach. Hidan usiadł obok. - Wybrałam wycieczkę z Wami. Zostałam przypisana do jakiejś klasy, ale miałam mieć dziś tylko japoński i w-f, więc się zerwałam. Niedługo urodziny Sasuke, więc pomyślałam, że pójdę poszukać prezentu. Najpierw odwiedziłam muzyczny, a potem galerię, ale nie mogłam znaleść nic fajnego. W końcu się poddałam. Ale było tak ciepło. Kupiłam sobie lody i chciałam usiąść na ławce. I wtedy zobaczyłam Akirito. Był niedaleko i zbliżał się do mnie. Ale kiedy był na tyle, blisko że mogłam usłyszeć, co mówi zatrzymał się. I wtedy powiedział do telefonu: „Znalazłeś tą dziwkę, Keyko? Wiesz już czy to ona jest szpiegiem?” A potem powiedział, że w takim razie może ją zabić. Tylko żeby nie zostawił po sobie śladów. – znowu zaczęła płakać. – Uciekłam stamtąd. Najbliżej było mi do szkoły Sasuke wiec tam pobiegłam, ale po drodze złapała mnie ulewa. Na szczęście Sasuke miał mecz i zmienne ciuchy wiec mogłam się przebrać i wysuszyć. Potem pojechaliśmy na pizzę z drużyną a następnie do domu. Tam posprzątałam w szafie i znalazłam pamiętnik i przeczytałam część. Wszystko sobie przypomniałam. Ale zanim się rozpłakałam przyszedł Naruto i poprosił o pomoc. Zeszłam na dół i im pomogłam z przekąskami. Jak zmywałam a dom był pusty nagle pojawił się za mną Akirito. Był tam. W domu! Chciał znowu się ze mną przespać. Odmówiłam, ale wszystko mi przypomniał. To poniżenie i ból. I w tedy pojawił się Sasuke. Ale był jeszcze jakiś chłopak. Chciał uderzyć mnie skrzynka, ale zdarzyłam się odsunąć z zablokować cios ręką. Myślę ze skręciłam nadgarstek. – roześmiałam się krótko przez łzy. – Ale jak Akirito i ten obcy zniknęli, Sasuke bardzo się na mnie zdenerwował. Nie wierzył, że ich nie zapraszałam. Potem mnie uderzył, a ja uciekłam. A teraz chyba rozcięłam sobie nogę. – zakończyłam swój monolog kolejnym wybuchem płaczu.
- Hej. No już. Zaraz wrócimy do domu i wszystko wyjaśnimy oki? – próbował uspokoić mnie Deidara. W odpowiedzi jeszcze bardziej się rozpłakałam i zaczęłam mocno kręcić głową. W tedy Hidan zaczął mnie łaskotać, a po chwili blondyn się przyłączył. Znowu płakałam, ale tym razem ze śmiechu. W końcu białowłosy wziął mnie na barana i skierowaliśmy się w stronę parkingu.
- Ale ja tam nie chcę. – protestowałam cicho, mocno trzymając się Hidana by nie spaść z jego pleców. Deidara idący obok cały czas głaskał mnie po głowie.
- Będzie dobrze. Nikt cię więcej dziś nie uderzy. Nee? Co Ty na to?
- A jak spróbuje to mu przyłożymy dwa razy mocniej niż zamierzał. – dodał białowłosy. W odpowiedzi zaśmiałam się cicho. W tedy obydwaj zaczęli opowiadać, co zrobią takiemu delikwentowi. Padły najróżniejsze propozycje. Od gilgotek, poprzez odbicie dziewczyny, po zastraszanie rodziny. I tak minęła nam droga na parking. Stały tutaj tylko dwa pojazdy. Motor mój i Deidary.
- Mój kask! – krzyknęłam zrywając się, przez co o mały włos Hidan mnie nie upuścił. Kiedy się zachwiałam, momentalnie znieruchomiałam a następnie powoli uniosłam swoja głowę. Popatrzyłam prosto w wściekłe oczy białowłosego. Głośno przełknęłam ślinę i spuściłam wzrok. Nagle usłyszeliśmy śmiech Deidary.
- Wyglądacie przekomicznie! – krzyknął blondyn i złapał się za brzuch. W tedy zerknęłam na białowłosego. Żyłka na jego czole pulsowała. Z każdą sekundą, co raz szybciej. Szybkim krokiem ruszył do mojego motory. Delikatnie mnie na niego posadził i… Nagle się zerwał i… rzucił na Deidare. Ale chłopak w ostatniej chwili zorientował się, co ma się dzieję i rzucił się do ucieczki. Przez dobre kilka minut biegali za sobą po całym parkingu, a białowłosy cały czas pokrzykiwał, grożąc przyjacielowi. W końcu pogróżki zmieniły się w zdyszany oddech.
- Oj, oj Hidan-kun?! I ty się ostatnio chwaliłeś, że przeleciałeś laskę 5 razy pod rząd?! I żyłka powróciła. Jeszcze kilka razy Hidan tracił siły a Deidara go prowokował. Oglądając ich z boku powstrzymywałam śmiech. Ale w końcu, po kilkunastu minutach, nie wytrzymałam. Nagle wybuchłam niepochamowanym śmiechem. W tedy Deidara zatrzymał się i pomimo wyraźnego zmęczenia podskoczył, krzycząc „Yatta!” i „Udało się!”. W tedy złapał go białowłosy. Złapał za kitkę i zaczął ciągnąć w stronę pojazdów. Przy okazji patrzył na nas jak na skończonych idiotów, ale można się przyzwyczaić. Często tak na nas patrzy. W końcu uwolnił przyjaciela z uścisku, a ten stanął obok niego. Ostrożnie stanęłam na zranioną nogę i podeszłam do nich. Przytuliłam ich mocno. Przez chwilę nie było żadnej odpowiedzi, ale zaraz odpowiedzieli mi równie mocnym uściskiem.
- Dziękuje. – mruknęłam cicho. W takiej pozycji spędziliśmy chwilę, dopóki białowłosy się nie ocknął i wyrwał.
- No dzieciarnia! Czas wracać do domu! – krzyknął. Znowu lekko się zaśmiałam. Za to Deidara odpowiedział mu na ta uwagę palcem. W dodatku środkowym.
- Ostatnio za często przypominasz ze jesteś starszy. – mruknął. Kiedy białowłosy podnosił rękę do uderzenia, lekko pociągnęłam go za kurtkę.
- Zimno. – powiedziałam cicho, gdy na mnie spojrzał. Cicho westchnął. Posadził mnie na moim motorze i siadając za mną, zwrócił się do blondyna.
- Jedziemy młody. Księżniczka zmarzła. Normalnie za taki tekst próbowałabym go uderzyć, ale teraz było mi zbyt zimno. Mocno wtuliłam się w tors mężczyzny i próbowałam nie myśleć o zimnie. Zanim się zorientowałam dojechaliśmy na miejsce. Przed domem było jeszcze więcej nastolatków niż poprzednio. Kiedy zaparkowaliśmy, wyciągnęłam ręce do Deidary. Ten uśmiechnął się do mnie i spełnił moja niema prośbę. Już po chwili niósł mnie niczym prawdziwą księżniczkę. Idący obok białowłosy tylko przewrócił oczami. Weszliśmy do domu. Kiedy szliśmy na górę, do mojego pokoju, zdążyłam naliczyć, co najmniej 15 wrogich spojrzeń skierowanych prosto do mnie. Zapewne miało to związek z dwoma przystojnymi panami, idącymi wraz ze mną. Ze zdziwieniem stwierdziłam ze były to nie tylko kobiece spojrzenia.  Przed drzwiami do mojego pokoju mocno pokręciłam głową, by odegnać najczarniejsze scenariusze, które pojawiły się, za sprawą mojej wybujałej wyobraźni.
- Dei postaw mnie. – poprosiłam. Strasznie się ociągając, spełnił moją prośbę. Powoli wypuściłam powietrze i nacisnęłam klamkę. Powoli weszłam do pokoju, a za mną Dei i Hidan. Białowłosy zamknął za sobą drzwi i przekręcił klucz w zamku. W pokoju byli wszyscy. Nie tylko Sasuke i jego koledzy, czyli: Naruto, Kiba, Neji, Shikamaru; ale też Itachi, Sasori, oczywiście Hidan i Deidara. I jakiś nieznajomy czerwono włosy.  Wszyscy się gdzieś porozsiadali. Hyuga siedział na obrotowym krześle przy biurku, Nara i Uzumaki siedzieli na fotelach przy stole, na kanapie rozsiadł się Inuzuka i obcy, a Kamizuru, Jashin usiedli obok Haruno na poduszkach przy stoliku. A moi bracia stali przede mną. Jeden ze spuszczoną głową, a drugi z założonymi na piersi rękoma i surowym spojrzeniem. Poszłam w ślady Sasuke i zaczęłam patrzeć na swoje stopy. Głośno wciągnęłam powietrze. Ich stan był opłakany. Rajstopy były dosłownie w strzępach. Po za tym byłam cała w błocie (mając szczerą nadzieje, że to błoto a nie coś gorszego), aż po kolana. W dodatku, bo bliższych oględzinach doszłam do wniosku, że na upartego znajdę tak kilka listków i bliżej nieokreślonych przedmiotów. Kiedy ten widok mi się znudził chciałam podnieść głowę, ale zaraz znowu napotkałam wzroku brata i na powrót opuściłam wzrok. Usłyszałam stłumiony śmiech. Było go słychać bardzo dobrze pomimo głośnej muzyki na korytarzu. W tym pokoju panowała cisza. Całkowita cisza. Nikt się nie odzywał, ani nie ruszał. Gdyby ktoś teraz wszedł pomyślałby, że jakaś magiczna siła zrobiła „stop klatkę”. W końcu nie wytrzymałam. Czułam na sobie wzrok wszystkich zgromadzonych, a w dodatku nogi zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa. Nagle wypaliłam.
- Przepraszam. Wystraszyłam się. Nie chciałam uciekać, na prawdę. – zaczęłam łkać - Bardzo przepraszam. Ja nie chciałam nikogo martwić. Naprawdę. To tak przez przypadek.  
W tedy ktoś podszedł do mnie. Złapał za podbródek i podniósł moją głowę do góry. Zobaczyłam smutna twarz Itachi’ego. Z przyzwyczajenia zacisnęłam oczy czekają na cios. Zamiast tego poczułam delikatny dotyk na bolącym policzku. Powoli otworzyłam oczy i popatrzyłam na jego delikatną i zatroskaną twarz.
- Już wszystko ok. Nikt się na ciebie nie gniewa. Nie bój się. Jesteś w domu, a tu nikt Ci krzywdy nie zrobi. – po tych słowach spojrzał wymownie na Sasuke.
- Mhh… No właśnie.. Sumimasen za to, co się stało wcześniej. – powiedział wyraźnie zakłopotany. W odpowiedzi szeroko się do niego uśmiechnęłam przez łzy.
- Nie ma problemu. – dodałam. W tedy poczułam jak drżą mi nogi.
- Usiądź sobie, księżniczko. Zmroziłam Hidana wzrokiem i zrobiłam krok do przodu w stronę łazienki, ale noga nie utrzymała mnie. W następnej sekundzie poczułam jak lecę w dół. Zamknęłam oczy, ale nie doczekałam się upadku. Ktoś zdążył mnie złapać. Był to Haruno.
- Dzięki. – mruknęłam cała czerwona, próbując stanąć na własnych nogach. Jednak zanim całkowicie się wyprostowałam, ktoś podniósł mnie do góry. Zdziwiona uniosłam głowę. Tym kimś okazał się Sasuke. Bez słowa zaniósł mnie do łazienki. Posadził mnie na krawędzi wanny, podał mi słuchawkę prysznica i wyszedł. Popatrzyłam za nim zdziwiona, jednak zaraz się opamiętałam. Odkręciłam wodę i zaczęłam myć nogi. Syknęłam, gdy woda dostała się do rany. Za pomocą gąbki i żelu pod prysznic, dokładnie umyłam nogi, omijając ranę. Gdy skończyłam i zaczęłam się zastanawiać, kogo poprosić o pomoc, do łazienki znowu wszedł czarnowłosy. Poparzyłam na niego zdziwiona, a kiedy zobaczyłam w jego ręku apteczkę, zadrżałam. Chciałam wstać i uciec, ale chyba to zauważył, bo kazał mi zostać na miejscu. Może normalnie bym nie posłuchała, ale miałam dość tego dnia, a jego głos był zabójczy. Więc ponownie usiadłam na krawędzi i obserwowałam, co robi. Najpierw powoli przy mnie ukląkł, następnie założył silikonowe rękawiczki i zanim się zorientowałam, złapał mnie za nogę, z której wystawał szkło. Sięgnął do apteczki i wyciągnął wodę utlenioną.
- Sas. Nie musisz. Poradzę sobie. Serio dam rade. Potrafię sama się opatrzeć. – Próbowałam mówić spokojnie, ale im bliżej mojej rany była buteleczka tym miałam wyższy głos. Karooki nie dał się przekonać żadnym moim słowom. Zatrzymał buteleczkę centralnie nad raną. I trzymał ją tak. Zamknęłam oczy i odetchnęłam z ulgą. I w tedy to poczułam. Ten palący i pulsujący ból w ranie i na około. Zanim zdążyłam się powstrzymać głośno pisnęłam i próbowałam zabrać nogę, ale Sasuke trzymał ją zbyt mocno i nadal odkażał. Do oczu napłynęły mi łzy. W tedy wszyscy wpadli do łazienki, zobaczyć, co się dzieje. Usłyszałam kilka śmiechów. Pomimo ból, przez łzy popatrzyłam wściekła na chłopaków i jeszcze bardziej zaczęłam się wyrywać i okładać brata. W tedy w naszą stronę ruszył Itachi. Kiedy miałam nadzieję, że idzie mnie uratować, on uklęknął obok Sasu i złapał moją drugą nogę bym nie wierzgała nią tak. Zaczęłam jeszcze głośniej piszczeć o ile to w ogóle możliwe. Ktoś zaczął powtarzać, że wszyscy powinni wyjść. Usłyszałam jak Itachi mówił, że trzeba wyciągnąć szkło. Zaczęłam płakać. W tedy przed moją twarzą pojawił się uśmiechnięty Deidara. Chyba chciał coś powiedzieć. Jednak zanim zdążył cokolwiek z siebie wydusić uderzyłam go w twarz, nie przestając krzyczeć i płakać. Nagle ktoś mnie podniósł. Siedziałam na kolanach Hidana. Zaczęłam okładać go po klatce piersiowej. Aż do momentu, kiedy poczułam jak bracia ruszyli szkło. Mocno przytuliłam się do białowłosego i zamknęłam oczy. Pomimo tego łzy nadal płynęły. Blondyn zaczął szeptać mi do ucha.
- Pomyśl o czymś miłym. Przypomnij sobie jak się dziś z Hidan’em wygłupialiśmy na parkingu. Zaczęłam to sobie wyobrażać. Deidara dalej szeptał mi do ucha, a ja dalej przytulałam się do Hidana, który odwzajemniał uścisk, a moi bracia nadal zajmowali się moją raną. Po jakimś czasie straciłam siłę. Mój uścisk zelżał. W tedy ktoś oderwał moją bolącą dłoń, od białowłosego i nałożył na nią coś zimnego. Później zabandażował ją. Dopiero w tedy odważyłam się spojrzeć na swoją nogę. Była starannie zabandażowana. Uspokoiłam się. W końcu przestałam płakać.
- No i co? Było tak źle? – spytał lekko . Spocony ale uśmiechnięty Itachi. W tym momencie szczerze próbowałam zabić go wzrokiem. Widząc moją minę lekko się speszył i przestał się uśmiechać. Usłyszałam śmiech Deidary i Hidana.
- Choć, księżniczko. Usiądziemy ze wszystkimi w pokoju. Co ty na to? W odpowiedzi pokiwałam głową. Blondyn wziął mnie na ręce. Kiedy białowłosy wstawał, usłyszeliśmy jego stęknięcie.
- Ale się zestarzałeś. – zaśmiałam się.
- Albo się podniecił trzymając cię na kolanach.
- Fuuuj. – powiedziałam ze śmiechem. Teraz to ja i Dei byliśmy zabijani wzrokiem.
- Cieszę się, że już ci lepiej. – odparł obrażany. Kiedy koło nas przechodził z uśmiechem zmierzwił mi włosy. Odpowiedziałam mu wystawiając język. W końcu ruszyliśmy do pokoju.
- Możesz mnie zanieść do mojej sypialni? – szepnęłam na ucho Deidarze. W odpowiedzi pokiwał głową. Idący przed nami Hidan usiadł na swoje poprzednie miejsce. A my go minęliśmy i ruszyliśmy do części, gdzie śpię.  Dei zatrzymał się przy biurku, gdzie nadal leżały moje pamiętniki. Złapałam jeden na chybił trafił Blondyn z westchnieniem poprawił uchwyt i zaniósł do saloniku. Usiadł po turecku na poduszkach. Oparłam się plecami o jego tors a bolącą nogę położyłam na kolanie Hidana. Zaczęłam wertować pamiętnik.

4 października
Odkąd się tu przeprowadziłam wszyscy zabierają mnie w różne miejsca. Byłam w ulubionych miejsca mamy, z rodzicami w dziwnym miejscu zwanym operą (ta kobieta tak się wydzierała że uszy rozrywało), tato zabrał mnie nawet do kancelarii (mieliśmy iść do wesołego miasteczka ale zadzwonili do niego z pracy i cały dzień spędziliśmy u niego w gabinecie). A jutro mam spędzić dzień z kolegami Itachi’ego. Mam nadzieję że bd zabawnie. Oby mnie polubili. Już nawet wybrałam sobie na jutro ubranie. Botki na wysokim obcasie, rajstopy z siatki (czarne), dżinsowa miniówka, czerwony stanik, koszulka z czarnej siatki i skóra. Jeżeli mnie nie polubią Itachi może być zły.


----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Przepraszam Was że notka taka krótka, ale ostatnie kilka dni pracowałam popołudniami. Musiałam np. przygotować przyjecie halloween dla dzieci a potem jeszcze je poprowadzić...   Ponad to mam w tym miesiącu urodziny. Chociaż to dopiero w drugi weekend. W zasadzie gdyby tylko to, to bym zrobiła więcej, ale mój starszy kuzyn też ma. Jest o tyle zabawnie, że jesteśmy kuzynostwem dzięki temu, że nasi rodzice są rodzeństwem. Znaczy to nie o to w tym chodzi. Tylko, że nasi rodzice (to rodzeństwo) urodziło się w ten sam dzień i miesiąc z 8 laty różnicy, a my z czteroma latami. Co prawda to on jest dorosły ale to ja w tym roku jestem odpowiedzialna za nasze przyjęcie urodzinowe. Także mam sporo roboty bo po raz pierwszy bd organizowałam urodziny. Tak więc widzicie, a ponad to w ten weekend mam półmetek... :/
 Więc jeszcze raz przepraszam i dziękuję za cierpliwość. W następnym miesiącu postaram się bardziej. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz